Sierpień 2014.
Nigdy nie zapomnę jak zaczęła się bieganina po lekarzach. Wybierałam tylko tych którzy słyną z fachowosci. Niestety nie w naszym przypadku. Rutyna lekarzy, o mały włos zabrałaby nam szansę walki o życie Tomka.
Zaczęło się od powiększonych węzłów chłonnych na szyi i powtarzających się infekcji, miał również powiększone migdały. Wszystkie dolegliwości wiązano właśnie z migdałkami. Niestety z czasem ani antybiotyki, ani inne leki nie pomagały. Tomek miał bezdechy w nocny, bardzo szybko się męczył, bolały go nóżki, w nocy mocno się pocił, przestał jeść, a brzuszek się powiększał. W końcu trafiliśmy na pogotowie ponieważ mimo antybiotyku jego stan się pogarszał i pojawił się silny kaszel. Tam natychmiast skierowano nas na oddział dziecięcy w celu dokładnego przebadania z podejrzeniem mononukleozy. Po raz pierwszy poczułam, że w końcu ktoś mnie wysłuchał a nie patrzył na Tomka przez pryzmat błędnej diagnozy innego lekarza. Następnego dnia rano dowiedzieliśmy się, że to nie jest mononukleoza a białaczka i trafiliśmy do Poznania. Po dwóch miesiącach bezskutecznej bieganiny nagle wszystko zmieniło się w ciągu kilku godzin. Duży brzuszek ukrywał znacznie powiększoną wątrobę, śledzionę i nerki. Kaszel, przez który znaleźliśmy się na pogotowiu był spowodowany uciskiem przez guz w śródpiersiu ( 9,1x5,4x9,1 cm). W Szpitalu Klinicznym w Poznaniu zostaliśmy otoczeni szczególną opieka. Bezdechy Tomka w końcu przestały być moimi pustymi słowami powtarzanymi każdemu lekarzowi. Okazało się ze podczas snu trzeba było podawać mu tlen. Szybko postawiono nam szczegółową diagnozę i już w 4 dobie założono Tomkowi port i rozpoczęto chemiterapię. W naszym przypadku postawiono diagnozę : ostra białaczka limfoblastyczna typu T-kom. wysokiego ryzyka.
Cały proces leczenia jest określony w tak zwanych protokołach.